To druga, obiecana, część relacji ze słonecznego Gdańska.
W części 1 (do której możecie zajrzeć tutaj) pisałam o spacerowaniu po Starym Mieście z pięknie odrestaurowanymi budynkami, fotografowaniu pomnika z Neptunem, który jest jednym z symboli Gdańska, wizycie w Muzeum Bursztynu i tętniącym życiem nadbrzeżu Motławy. To jednak jeszcze nie wszystko w temacie zwiedzania tego miasta. Mam dla was ciąg dalszy mojej listy. Zatem, do dzieła!
Co można jeszcze robić w Gdańsku?
5. Zwiedzić Dwór Artusa.
Początki Dworu sięgają czasów średniowiecza, kiedy służył on za miejsce spotkań rycerzy. Mimo tego, że część wnętrza to rekonstrukcja (Dwór uległ znacznym zniszczeniom w czasie II wojny światowej), zachowało się wiele oryginalnych elementów wyposażenia. W Dworze Artusa możemy zobaczyć bogato zdobione meble, ściany natomiast są zapełnione obrazami i licznymi rzeźbami. Mnie najbardziej podobały się modele statków zawieszone pod sufitem w ogromnej sali w stylu gotyckim i olbrzymi piec ozdobiony wizerunkami europejskich władców. Zresztą zobaczcie na zdjęciach:
Na bogato! |
Zazwyczaj łódki pływają, te jednak wiszą sobie nad głowami zwiedzających |
A to ten wielki na 11 metrów piec |
i zbliżenie na średniowieczne "selfie" |
Dwór Artusa to nie tylko jedna sala - można wejść także do kilku innych komnat, więc jest co oglądać |
Ikea się chowa |
I to nie byle jakiego, bo do kościoła Mariackiego! Czy wiecie, że to największa świątynia na świecie zbudowana z cegły? Jest tak masywna i wysoka, że "wystaje" ponad panoramę miasta. Jej monumentalność jeszcze bardziej czuje się i widzi będąc w środku. Można tu zobaczyć wielki zegar astronomiczny, tablicę dziesięciorga przykazań i wiele średniowiecznych dzieł.
Trudno nie zauważyć kościoła Mariackiego, niskością nie grzeszy! |
Wygląd zewnętrzny to jednak nie wszystko, liczy się też wnętrze, a to jest imponujące! |
Zegar astronomiczny |
Zobaczcie jaki człowiek jest mały na tle tej świątyni |
8. Pójść na plażę!
Po zwiedzaniu czas na chillout! W Gdańsku wybrałam się na dwie plaże: Jelitkowo i Stogi. Pierwsza była bardziej kameralna, druga natomiast oblężona przez turystów. Obie ładne. Jak na prawdziwego turystę przystało zamoczyłam stopy w lodowatym Bałtyku i oddałam się szaleństwom w złotym piasku. Po powrocie piasek miałam wszędzie. Dosłownie wszędzie.
Nie wiem dlaczego, ale najlepszymi moimi zdjęciami (wg mnie) są te, na których nie widać twarzy. Hmm..:) |
To moja stacja:) |
High five! |
Szum fal przecież uspokaja. Najlepiej przy tym głęboko oddychać, żeby złapać trochę zdrowotnego jodu. Może Bałtyk nie jest krystalicznie czysty i lazurowy, ale też piękny!
I taką wodą być... |
Pocztówka znad Bałtyku |
Gdańsk nocą |
Na koniec muszę jednak dodać łyżkę dziegciu to tej beczki miodu. Strasznie irytowało mnie zachowanie kelnerów w knajpach. Wyraźnie można było wyczuć (i zauważyć!), że turyści zagraniczni (zwłaszcza niemieccy) są traktowani priorytetowo. Wiem, jest środek sezonu i gości w restauracjach jest dużo, a tym samym nie zawsze obsługa się wyrabia. Ale! można się w końcu wkurzyć czekając 20 min. na podejście kelnera z kartą, potem kolejne 20 na przyniesienie kufla piwa, o doproszeniu się rachunku już nie wspomnę, podczas gdy do stolika obok, przy którym siedzi grupa turystów rozmawiająca w języku niemieckim, co chwila podchodzi kelner i pyta "czy coś dla państwa jeszcze będzie?". Czy wy też to zauważyliście?
Czy coś dopisalibyście do mojej listy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz