11.08.2014

Mikołajki okiem Panckowej


Mikołajki - druga po Mrągowie stolica Mazur. Powiem więcej, województwa mazurskiego.

W Mikołajkach spędziłam 5 dni i muszę stwierdzić, że zaprezentowały mi się one z bardzo dobrej strony. Myślę, że duża w tym zasługa pogody, bo przez cały pobyt padało tylko jeden raz! Właściwie to nie padało, tylko lało i grzmociło (tudzież grzmiało). A poza tym jednym burzowym porankiem słońce w pełni, upał jak na riwierze tureckiej w środku sezonu. Dzisiaj akurat taka upalna pogoda, więc post z równie upalnych i słonecznych Mazur jak znalazł! 


A oto kilka spojrzeń na Mikołajki okiem Panckowej:

Nie ma to jak zacząć wakacje od porządnego śniadanka! Gdybym wiedziała, że na kempingu znajdę ekspres do kawy w promieniu 30 metrów, wstałabym na śniadnie już o 6:00 rano, a nie o 10. Jak widać, na śniadanko same witaminki: truskawki, brzoskwinie i chleb pełnoziarnisty
Wiecie co najbardziej (oprócz jezior) podoba mi się na Mazurach? Niebo. I za dnia i wieczorem. Nawet kumulusy świetnie się komponują z tym krajobrazem.
Hotel Mikołajki na środku jeziora. Całkiem ładnie się prezentuje, ale nie wiem, czy standardem dorównuje mojemu 3-osobowemu apartamentowi Quechua z przedsionkiem
Mam takie podejrzenie, że ten ktoś, kto wymyślił Teletubisie zaczerpnął inspiracji z tego widoku.
Pierwszego dnia patrzyłam na Mikołajki jeszcze tak nieśmiało, zza krzaka, ale później już bezwstydnie fotografowałam wszystko, co mi się nawinęło pod aparat
A teraz to, co lubię najbardziej - jedzenie. Na pierwszy ogień poszła zapiekanka mazurska. Owiana legendą. Polecana przez znajomych i obsługę. Dobra. Pachnąca. Świeża. Jedyny minusik był taki, że (i uwaga - tu będzie fragment poetycki z prawdziwym iście poetyckim porównaniem - proszę nastawić receptory) jedzenie tej serowo-ziemiaczano-polędwiczkowej magmy w 30-stopniowym upale było jak dorzucanie węgla do rozżarzonego pieca.
Tu z kolei sielawa - podobno lokalna ryba. Na pytanie, czy ma dużo ości, usłyszałam, że tak, ale łatwo się ich pozbyć. Nie było łatwo. Napiszę tylko, że konsumpcja trwała jakąś godzinę. No, ale kto się spieszy na wakacjach?
Na kolacje nie chodziliśmy do restauracji. Jadaliśmy na kempingu. Wystarczyło rozpalić grilla i jedzenie samo przychodziło. I nie to, że jakieś pospolite, tylko kuchnia franSuska!
I dochodzimy do części plażowej. W Mikołajkach jest plaża miejska i dwa duże mola, na których można smażyć się na skwarkę. Woda niestety nie zachęca do kąpieli - mętna, zielona i pełna wodorostów (akurat w czasie mojego pobytu w radiu ostrzegano przed kapielami z powodu kwitnącej wody w jeziorach. Peszunio)
Ostrzegano również przed pewnym gatunkiem ssaków, który wylega w czasie upałów na plażę i korzysta z kąpieli słonecznych. Lepiej ich nie drażnić, bo mogą przejawiać agresywne zachowania. ŻARTUJĘ, to najbardziej urocze i przemiłe stworzenia pod słońcem! Jedno uchwyciłam na zdjęciu powyżej:)
A to zdjęcie przedstawia to, na co czekałam od dłuższego czasu - totalny CHILL!
Ten trzeci z prawej - smerfobus - to moja bryka, którą lansowałam się na wodzie.

Chopin (ten po lewej). Można na nim zjeść obiad przy muzyce na żywo w wykonaniu Kasi Sobczyk.
Nie, nie byłam na pokładzie. Nie słucham Kasi, wolę Rihannę.
Poniżej seria zdjęć z przecudnym mazurskim niebem w roli głównej




Jak na niebie pojawiają się takie chmury, to znak, że nie trzeba już smarować się kolejny raz olejkiem do opalania
I na koniec jeszcze rada dla wszystkich turystów.

Ładne te Mazury, co?
Nie bez powodu ktoś wymyślił hasło: Mazury - cud natury. Coś w tym jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz