21.12.2014

Targ świąteczny w Warszawie


Hej!
Gdy gorączka świąteczna trwa w najlepsze, a parkingi przed galeriami handlowymi wypełnione są po brzegi, dobrą alternatywą na świąteczne zakupy jest wybranie się na targ świąteczny. To dobra opcja dla kogoś, kto nie lubi przepychać się ogromnym wózkiem pomiędzy alejkami w centrach handlowych, a potem stać godzinami w kolejce do kasy. Zauważyłam, że przedświąteczne targi - trochę na wzór bożonarodzeniowych jarmarków organizowanych w Niemczech - zaczynają cieszyć się zainteresowaniem również u nas.

9.12.2014

Życie bez telefonu. To możliwe?

Poniedziałkowe poranki bywają trudne. Wczorajszy wyjątkowo dał mi się we znaki, bo nie dość, że zaspałam, to jeszcze w pośpiechu zapomniałam wziąć ze sobą telefonu. Na cały dzień! Tzn. na osiem godzin do pracy. Gdy się zorientowałam, nie było już czasu, żeby po niego wrócić.

I co teraz? 

25.11.2014

Panckowa na Instagramie!

Hello Insta!
Cześć Kochani!

Z nieukrywaną radością mogę już ogłosić, że założyłam wreszcie konto na Instagramie:)
Co prawda dopiero się rozkręcam, ale już czuję, że z pewnością polubię to miejsce.

Moja nazwa to @panckowa (a jakże by inaczej;-)).

20.11.2014

# 6 PANCEK - o jedzeniu, diecie i wspieraniu polskiej gospodarki


Sytuacja 1:
Zrobiłam obiad. Dla lepszego zrozumienia sytuacji wymienię, co wchodziło w jego skład:
- pałki z kurczaka pieczone z jabłkami i suszonymi śliwkami
- surówka z jabłka, marchewki i majonezu
- frytki 

Zasiadamy do obiadu.

18.11.2014

Pomysł na prezent kreatywny


Dziś z nieco innej beczki. Robótki ręczne! :)
Myślałam ostatnio nad prezentem urodzinowym dla mojego 5-letniego bratanka. Nie chciałam kupować mu kolejnej zabawki, która po kilku dniach zabawy zostaje rzucona w kąt. Chciałam czegoś więcej, czegoś specjalnie dla niego. No i wymyśliłam: zrobię mu książkę! Pomysł nieco pracochłonny, ale też nie wymaga jakichś superumiejętności artystycznych. A efekt końcowy jest naprawdę świetny!

11.11.2014

Marsz, marsz do domu!


Gdy zaczynałam pisać ten tekst, sytuacja była jeszcze opanowana. Szedł marsz. Spokojnie, bez incydentów. Bo tak miało być, bo w tym roku wyznaczyli inną, bezpieczniejszą trasę – przez Most Poniatowskiego. Wtedy jeszcze było świętowanie. Teraz, gdy wyglądam przez okno, widzę czerwoną łunę nad Warszawą, a w relacji na żywo w telewizji już padają hasła: chuligani, regularne bójki, obrzucanie petardami i racami, agresja, pierwsi ranni, zamaskowani bojówkarze.

30.10.2014

O tym, jak nie obejrzałam przedstawienia


Chciałam wczoraj obejrzeć przedstawienie. W teatrze. Chciałam zobaczyć, co Agnieszka Glińska zrobiła z Gombrowiczem i czy przypadkiem nie dorobiła mu jakiejś gęby. Wieczór zapowiadał się dobrze.

16.10.2014

6 rzeczy i miejsc, za które kocham Sopot

Bałtyk jesienią? 
Jeszcze jakiś czas temu pomyślałabym, że to słaby pomysł. Góry, owszem, Podlasie, też ewentualnie, bo lasy, grzyby, te sprawy... Ale morze? Ani to się wykąpać, ani poopalać... 
Tak właśnie myślałam dopóki nie wybrałam się na weekend do Sopotu dwa tygodnie temu.
Byłam już w Łebie, Międzyzdrojach, Pucku, Jastrzębiej Górze, ale żadna z tych nadmorskich miejscowości nie podobała mi się tak bardzo jak Sopot (oprócz Gdańska, o którym piszę na końcu wpisu;)). 

Na tę miłość od pierwszego zobaczenia złożyło się wiele "czynników". Ułożyłam więc swoją top listę. 

9.10.2014

Na wrzosy, na wrzosy mnie zabierz!


Na jesień trzeba mieć sposób. Jakiś dobry, wypróbowany. Taki, żeby nie musieć jak piosenkarka Edyta (btw ta od hymnu) usypiać swej pamięci i odbierać czujności zmysłom, żeby jakoś przetrwać tę czarną owcę wśród pór roku. Wręcz przeciwnie, żadnego usypiania i wyciszania!

Trzeba nastawić receptory, radary czy co tam innego macie.
I brać garściami, niczym chytra baba z Radomia, wszystko to, co w jesieni najlepsze. To właśnie mój sposób. 

19.09.2014

#5 PANCEK, czyli rzecz o uczciwości małżeńskiej


– Lidziuuuu! [tak, to moje imię:-)]
Słyszę (mimo dużych słuchawek na uszach) dobiegające z łazienki wołanie. Jako że tylko kilka osób tak "pieszczotliwie" się do mnie zwraca i tylko z jedną z tych osób mieszkam, odpowiadam od razu:
– Co tam, Edi?
– Chodź na chwilkę.

18.09.2014

Po co kobiety chodzą do fryzjera?

Odpowiedź na to pytanie – wbrew pozorom – nie jest taka oczywista. Powiedzieć, że po to, aby podciąć końcówki i odświeżyć kolor, to tylko wierzchołek góry lodowej. Naprawdę.

Zrozumiałam to jakieś osiem miesięcy temu.
Nie wszyscy fryzjerzy rozumieją istotę swojego zawodu. Niektórzy z nich to zwykli rzemieślnicy pozbawieni wyobraźni, inni samozwańczy pseudoartyści, a jeszcze inna część to prawdziwi fryzjerzy z krwi i kości. O tym ostatnim gatunku będzie dziś mowa.

12.09.2014

Rozgrzewająca malinówka - przepis

Jakiś czas temu pisałam na blogu o przekąsce z malinami (do której możecie zajrzeć tutaj), skoro więc mamy już zakąskę, przydałoby się coś do popicia:) 
Dziś mam dla Was przepis na pyszną nalewkę z malin. To ostatni dzwonek, żeby ją zrobić, bo sezon na maliny niestety się kończy. A warto już teraz robić sobie zapasy, bo jak głosi dewiza Starków: winter is comming!

22.08.2014

Jak poderwać dziewczynę - miniporadnik dla facetów

Jeśli jesteś przystojny, fajny, przebojowy i masz poczucie humoru, możesz skończyć czytać post na tym zdaniu. Zresztą nie wiem w ogóle, co tu robisz:)

No, ale dobra, skoro nadal jesteś i czytasz to zdanie, to znaczy, że coś z tobą jest nie tak albo gdzieś popełniasz błąd. Możliwych jest kilka opcji:
1) jesteś brzydki
2) jesteś gburem i nudziarzem
3) jesteś nieśmiały i nie wiesz jak się za to zabrać
4) uwielbiasz czytać moje posty, więc zostajesz do końca. 

16.08.2014

Street Food Festival, czyli kilka słów o kuchni ulicznej

Jeśli lubicie burgery, stejki, fryty, tapas, domową lemoniadę i tym podobne (a podejrzewam, że lubicie), nie może Was zabraknąć na imprezie Tomasza Jakubiaka! 

Macie jeszcze szansę, bo Street Food Festival rozpoczął się wczoraj i potrwa do 17 sierpnia. To bodajże największa w Polsce impreza związana z kuchnią uliczną i jest świetnym przykładem na to, jak fajny pomysł zamienić w fajną imprezę. No bo czy to nie genialna myśl zebrać w jednym miejscu "street-foodowych" wystawców i zorganizować piknik na świeżym powietrzu, podczas którego można dobrze zjeść, popić, wziąć udział w warsztatach kulinarnych, a jak się jest fanem motoryzacji to jeszcze pooglądać popisy motorowe i samochodowe?

12.08.2014

#4 PANCEK


Edi włącza wiatrak i w tym momencie wszystkie moje papiery na biurku idą w powietrze.

Panckowa: aaaa ratunku!
Edi: widzisz, posprzątałabyś trochę te swoje papiery
Panckowa: no właśnie nie mam czasu... (po chwili) przydałby mi się asystent, nie chcesz sobie trochę dorobić? zapłacę 2 zeta za godzinę

11.08.2014

Mikołajki okiem Panckowej


Mikołajki - druga po Mrągowie stolica Mazur. Powiem więcej, województwa mazurskiego.

W Mikołajkach spędziłam 5 dni i muszę stwierdzić, że zaprezentowały mi się one z bardzo dobrej strony. Myślę, że duża w tym zasługa pogody, bo przez cały pobyt padało tylko jeden raz! Właściwie to nie padało, tylko lało i grzmociło (tudzież grzmiało). A poza tym jednym burzowym porankiem słońce w pełni, upał jak na riwierze tureckiej w środku sezonu. Dzisiaj akurat taka upalna pogoda, więc post z równie upalnych i słonecznych Mazur jak znalazł! 

29.07.2014

Droga do celu nie musi być nudna!

Hej!
Lubicie podróżować? Ja bardzo! niezależnie od środka transportu, którym się przemieszczam. Zawsze przed podróżą już przy pakowaniu walizek czuję dreszczyk emocji. Bo pakowanie i przygotowania przed wyjazdem to przecież zapowiedź czegoś, co nas niedługo czeka i zazwyczaj czegoś dobrego. 

24.07.2014

Camembert i maliny - idealna przekąska na lato


W czasie lata zazwyczaj nie chce nam się stać w kuchni i przygotowywać skomplikowanych potraw. Wolimy przekąsić coś na szybko i więcej czasu spędzić np. na świeżym powietrzu, a nie "przy garach". Dlatego mam dla was dziś propozycję na świetną letnią przekąskę. Przepis znalazłam na blogu Make Cooking Easier i od razu po zobaczeniu postanowiłam, że na pewno go wypróbuję, gdyż uwielbiam różne połączenia smaków - tutaj słony ser ze słodkimi malinami. Przepis jest prosty i łatwy do zrobienia:) 

16.07.2014

Co można robić w Gdańsku – cz. 2


To druga, obiecana, część relacji ze słonecznego Gdańska. 
W części 1 (do której możecie zajrzeć tutaj) pisałam o spacerowaniu po Starym Mieście z pięknie odrestaurowanymi budynkami, fotografowaniu pomnika z Neptunem, który jest jednym z symboli Gdańska, wizycie w Muzeum Bursztynu i tętniącym życiem nadbrzeżu Motławy. To jednak jeszcze nie wszystko w temacie zwiedzania tego miasta. Mam dla was ciąg dalszy mojej listy. Zatem, do dzieła!

15.07.2014

Co można robić w Gdańsku – cz. 1



Czas na Gdańsk! 
Nie jest to moja pierwsza wizyta w Gdańsku, bo byłam tu już kilka razy. Przeważnie "przelotem", spacerek po Starym Mieście i el klasiko - focia pod Neptunem. Tym razem jednak było inaczej – w Gdańsku spędziłam cały weekend, więc miałam trochę więcej czasu (chociaż – jak mawiał Einstein – czas to pojęcie względne, w innych okolicznościach, np. na wczasach w tropikach, 3 dni to jak kropla w oceanie). W każdym razie mogłam przyjrzeć się bliżej temu miastu, trochę pochodzić, pozwiedzać, wejść do paru miejsc. W sumie mogę powiedzieć, że odkryłam to miasto na nowo i bardzo podobało mi się to odkrycie:)

7.07.2014

Panckowa na Facebooku!

Hej! 
Za radością mogę poinformować, że Panckowa jest już na Facebooku:)

Będę tam wrzucać sporo zdjęć, dlatego zachęcam do zaglądania, komentowania, lajkowania i obserwowania.

Myślę też o koncie na Instagramie, więc może już wkrótce będę mogła was też zaprosić na mój profil instagramowy :)


a tu link do fejsa: KLIKNIJ NA MNIE!
A tradycyjnie zawsze możecie podglądać mnie na blogu:)

3.07.2014

Czym może nas zaskoczyć Teneryfa?



Pierwsze wrażenie
Muszę przyznać, że początkowo, gdy jechałam z lotniska do hotelu Teneryfa nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia. Był pochmurny dzień. Wyglądając zza szyby widać było co rusz pokryte pożółkniętym materiałem plantacje bananów, wysuszoną słońcem trawę i kaktusy gdzieniegdzie. No generalnie inaczej to sobie wyobrażałam, palemki, plaże, te sprawy…

1.07.2014

Wybuchowa atrakcja Teneryfy - WULKAN!


Tak, to ja, Panckowa - SIEMANKO!

Nie da się nie zauważyć tego wulkanu będąc na Teneryfie. Powiem więcej, nie da się go nie zauważyć jeszcze nie będąc na wyspie – czyli z samolotu – bo jego szczyt wystaje ponad chmurami! 

Pico del Teide to wulkan, który jest najwyższym wzniesieniem na Teneryfie i jednocześnie najwyższym szczytem Hiszpanii. Sięga ponad 3 700 metrów n.p.m. Kolejką natomiast można wjechać na wysokość ok. 3 500 metrów n.p.m. I wiecie co, widok z tej wysokości jest niesamowity.

27.06.2014

Loro Park - obowiązkowy punkt na mapie Teneryfy


W temacie podróży po Teneryfie pisałam wam ostatnio o rajskiej wiosce Masca, o której możecie przeczytać tutaj.

Dziś będzie o kolejnej atrakcji Teneryfy, którą warto zaliczyć, czyli o Loro Parku. Jak już będziecie na Teneryfie, nie ma opcji, żebyście o nim nie usłyszeli! 

25.06.2014

# 3 PANCEK

Dziś coś o rasach piesków.

Na klatce mija nas sąsiadka, w jednej ręce 2 kartony po pizzy, w drugiej prowadzi pieska na smyczy.
Edi: ej ona miała innego pieska
Panckowa: noo... tego mini, ratlerka chyba
Edi: nieee, ten to był właśnie ratlerek, ona miała noo... tego małego chuja...
Panckowa: ciułałłę, konczitę, pudelka...?
Edi: no tego co się nazywa jak miasto
Panckowa: aaa Yorka!





24.06.2014

Byłeś w raju?

Są rajskie plaże, rajskie wyspy, a ja napiszę dziś o rajskiej… wiosce.

Do rajskiej wioski nie jest łatwo dojechać. Moja droga była długa. W skrócie wyglądało to tak: najpierw musiałam jechać 5 godzin Polskim Busem do Katowic (podróż bardzo przyjemna, choć szkoda, że nie było poczęstunku tak jak na trasie Warszawa–Gdańsk, bo lody w kubeczku jedzone drewnianym patyczkiem, tak jak się jadło w dzieciństwie, świetnie wprowadzają w nastrój wakacji i beztroski), potem podróż samolotem, który po 6 godzinach spokojnego i ciągnącego się jak guma locie wylądował na lotnisku na Teneryfie, następnie 50-minutowa podróż niby-klimatyzowanym autokarem do miejscowości Puerto Santiago, w której znajdował się mój hotel. Stamtąd została już tylko jazda wypożyczonym fiatem Panda przez krętą, górską drogę do wioski o nazwie Masca

16.06.2014

#2 PANCEK

Oglądamy mecz Niemcy-Portugalia:

Edi*: widzisz, dzisiaj komentują prosto ze stadionu, a nie ze studia w Warszawie, bo mówił, że widzieli jak podjeżdżali wypasionym autobusem [piłkarze]
Panckowa: bo to pewnie ważniejszy mecz niż wczoraj, dlatego komentatorzy są na miejscu
Edi: A śpiewali dzisiaj hymny chociaż**?
Panckowa: nie wiem, razem przecież oglądaliśmy, tzn. razem nie oglądaliśmy od początku.





* o Edim napiszę wkrótce oddzielny post:)

** podczas wczorajszego meczu Francja-Honduras organizatorzy zapomnieli o zagraniu hymnów obu państw

15.06.2014

Mundialowa orgia

Żeby nie było, że nie ma polskich akcentów - Stadion Narodowy:)

Już od czterech dni kibice na całym świecie łączą się przy wspólnym kibicowaniu na stadionach i przed telewizorami. Nie byłabym sobą gdybym nie dorzuciła swoich trzech groszy do mundialowej gorączki. A w przypadku tegorocznych mistrzostw rozgrywanych w Brazylii – gorączka to idealnie pasujące słowo. I ze względu na emocje sporej grupy Brazylijczyków, którzy zamiast wypasionych stadionów woleliby szkoły, i ze względu na tropikalny, wilgotny klimat oraz dość wysokie temperatury, w których przyszło grać piłkarzom. No, ale co tam pogoda, deszcz czy upał mecze się odbywają, a kibice oblegają stadiony, bo to w końcu mundial! Czego się nie robi dla obejrzenia emocjonującego spektaklu z piłką w roli głównej. 

11.06.2014

Najlepsze teksty z dzieciństwa


Z nieukrywanym sentymentem wspominam czasy swojego dzieciństwa. 
Nie żeby teraz było mi źle (absolutnie nie), ale kiedy myślę o tych beztroskich latach, kiedy nie wiedziałam co to Internet i smarfony, wydaje mi się, że wtedy czas płynął jakby wolniej, choć żyło się intensywnie (wiecie, te zabawy w chowanego, zbijaka, podchody itp. były wyczerpujące). 
Nachodzi mnie też refleksja, że dzisiejsze dzieciaki dużo tracą – przede wszystkim godziny spędzone na dworze z rówieśnikami i ziomkami. 

Właśnie w czasie takich zabaw na świeżym powietrzu rodziły się te wszystkie cwaniacko-głupkowate odzywki, które dziś z uśmiechem przywołuje w pamięci. Jako że sporo się ich uzbierało, podzieliłam je na cztery kategorie. Może wśród nich znajdą się takie, które ty też znasz. Oto i one:


1. Kategoria prosząco-zbywająca:

Prosi to się byka o befsztyka
Daj to jest chiński sprzedawca jaj
Spadaj. Sam się zbadaj
Daj cukierka. Idź do Gierka. Gierek ma, to ci da


2. Kategoria radząco-ostrzegawcza:

Nie wypinaj języka, bo ci krowa nasika
Nie gadaj tyle, bo cię zjedzą motyle
Nie bądź taki mądry, bo cię ruskie kupią
Jak pies szczeka, to mu miska ucieka
Nie bój żaby. Żaba w wodzie nie ubodzie
Dwóch na jednego to banda łysego
„No” to się mówi do krowy albo do teściowej


3. Kategoria pytająco-poznawcza:

Ile masz wzrostu? Tyle co zarostu
Co? Jajeczko!
Nie wiesz? To się nawiedz
Czemu? Bo nie ma dżemu
Dlaczego? Daliego (to chyba od tego malarza Salvadora:-))
Co się gapisz? Bo mam oczy. To ci żaba wskoczy, a jak nie, to cię zje


4. Kategoria słowno-rymowa:

Powiedz „samochód na ostrym zakręcie” – zdejmij majtki i zrób zdjęcie
Powiedz „korzeń” – idź do kibla i się ożeń
Powiedz „pasek” – twój tata jest grubasek

Takie teksty zna chyba każdy. Zauważyłam, że im jestem starsza, tym one bardziej mnie śmieszą. Na pewno były jeszcze inne, o których już nie pamiętam, ale jak sobie przypomnę, na pewno wrzucę na blogaska. Myślę, że w przyszłości na blogu pojawią się jeszcze inne teksty dotyczące szalonych lat 90. 
To były przecież cudowne, kolorowe czasy!

9.06.2014

5 pomysłów na obiad za 5 złotych


Co można zrobić z piątakiem albo raczej za piątaka? 

Jak się okazuje, sporo. 
Można wydać je na doładowanie do telefonu, jednorazową przejażdżkę kolejką na wesołym miasteczku albo kupić 5 big milków. 
Za 5 złotych można też na przykład zrobić sobie obiad. To dobre rozwiązanie, zwłaszcza wtedy, gdy zbliża się koniec miesiąca i w portfelu krucho z forsą. Nie będzie to może danie na Gwiazdkę Michelin, ale z pewnością smaczne, no i przede wszystkim nie nadwyręży domowego budżetu. Propozycja idealna zwłaszcza dla studentów:)

Przygotowałam listę 5 pomysłów na obiad, którego koszty nie przekroczą 5 złotych. Oto one:

1. Placki ziemniaczane. Jeśli mamy czas, możemy je zrobić sami, trąc na tarce kartofle wytrwale (teraz pewnie próbujesz wymówić w myślach jeszcze raz ten fragment o tarciu;). Ja wole te w proszku, bo wystarczy je wymieszać z wodą i usmażyć. Nie jestem zwolenniczką dań z torebki, bo przeważnie jest to naszpikowane chemią jedzenie, ale ostatnio natknęłam się w sklepie na placki ziemniaczane firmy SyS i postanowiłam ich spróbować. Przekonał mnie skład: suszone ziemniaki, suszona cebula i szpinak, skrobia ziemniaczana i przyprawy. Widzicie? Żadnych konserwantów i ulepszaczy, a do tego niska cena: 4,99 zł. Nawet jak pani z kasy będzie nam winna grosika, wyrobimy się w naszym budżecie.




2. Naleśniki. Jest ktoś, kto ich nie lubi? Do tego dania musimy kupić tylko 2 jajka, pół litra mleka i mąkę. Jak zostanie reszta to można zaszaleć i kupić serek homogenizowany do posmarowania, jeśli nie, trudno, będą tylko z cukrem. I tu rada: zamiast posypać je już na talerzu, lepiej zrobić to pod koniec smażenia i przekręcić naleśnika, żeby cukier się roztopił – wyjdą nam naleśniki z karmelem. Omomom...

3. Zupa krem. Zdrowo, tanio, wegetariańsko nawet. Ostatnio moim hitem są zupy firmy Marwitt. Są cztery smaki: z marchewki, buraków, pomidorów i groszku. Ta ostatnia to mój faworyt. Kupujesz, podgrzewasz, jesz. Proste, nie? Też bez konserwantów i w dodatku niskokaloryczne. Cena: 4,99 zł. Idealnie.




4. Frytki z serem. Syte i smaczne, przy odrobinie fantazji możemy sobie wyobrazić, że jemy je ze stripsami z kurczaka. Kupujemy pół kg ziemniaków i ser. Albo jak trafimy na promo w dyskoncie, to mrożone można kupić, żeby było prościej. Pod koniec pieczenia posypujemy serem i gotowe. Keczup, opcjonalnie, pożyczamy od sąsiada. 

5. Kiełbasa z cebulą. Ten punkt to propozycja dla prawdziwych maczo. Pęto kiełby daje moc. Wersja light: pieczemy kiełbasę, cebulkę dusimy, wersja antylight: kiełbasa integruje się z cebulą już na patelni. Jest jednak mały minusik: nie zaleca się spożywać przed bezpośrednim kontaktem (fejs-tu-fejs) z innymi osobami, chyba że przydomek cebulowego rycerza ci nie przeszkadza:)

Na dzisiaj to tyle. Myślę, że za 5 złotych można jeszcze wiele dań wymyślić, bo często jest tak, że to nie pieniądze nas ograniczają, ale nasza wyobraźnia.





5.06.2014

#1 PANCEK

Sytuacja w osiedlowym markecie.
Przy kasie stoi facet z jedną kulą, na oko 30 lat, jakby się czai, coś tak się kręci, ocenia sytuację.
Podchodzę z całym koszykiem zakupów, ustawiam się za nim w kolejce, a on mówi, że proszę przede mnie, ja tu się jeszcze namyślam itd.
No to kasuje mi pani sklepowa te zakupy, trochę nie ogarniam, bo po włożeniu litra mleka, sałaty lodowej, dwóch żubrów, 3 pomidorów, płatków owsianych i zupy marwit na obiad mrożona pizza już nie chciała się zmieścić w biodegradowalnej siatce. Pakuje więc to, co się mieści, a resztę w rękę, zmierzając do metalowej półeczki tuż przy kasie, na której będę mogła wszystko starannie upchać w torbie za 40 groszy.
I gdy tak sobie wykładam te zakupy, żeby włożyć je za chwilę ponownie, słyszę pana od kuli, mówiącego niby-speszonym, niby-tajniackim głosem:
- poproszę mały ibuprom i paczkę unimili,
- ibuprom i paczkę czego? - dopytuje dyskretna pani sklepowa
- i paczkę unimili - odpowiada ze szczękościskiem pan przyczajony.
I nic by nie było w tym śmiesznego, bo to przecież ludzka rzecz kupić prezerwatywy, gdyby nie numer na koniec...
Facet płaci, bierze resztę, przechodzi obok mnie w momencie gdy próbuje wcisnąć kwadratowe pudełko pizzy do torby - patrzy i mówi z troską:
- pęknie pani.
I nie mogłam się powstrzymać, tzn. śmiech powstrzymałam, ale podniosłam głowę i mówię mu:
- wie pan, mi jak pęknie to pół biedy, gorzej jak panu pęknie.
Jego wyjście było równie szybkie jak zakupy, które zrobił.

PS. miało być krótko, ale nie mogłam się powstrzymać przed nakreśleniem całej sytuacji:)


4.06.2014

Panckowe nowości


Wpadłam dzisiaj na genialny pomysł! 

Żeby trochę urozmaicić treści na blogu, postanowiłam wprowadzić coś nowego. Często bywa tak, że przydarzają nam się różne zabawne sytuacje, szybka wymiana zdań albo słyszymy od kogoś tekst, który nas rozbraja. Problem w tym, że po kilku godzinach lub dniach nie pamiętamy i nie potrafimy odtworzyć sytuacji, która nas tak rozbawiła. Ja mam tak często, więc żeby utrwalić te momenty i nie pozwolić im zginąć w otchłani spraw dnia codziennego, postanowiłam zapisywać je na blogu w postaci Pancków

Będą to krótkie zapiski, fragmenty rozmów, coś w podobie do postów na facebooku, zazwyczaj zabawne, dziwaczne lub zakończone ciętą ripostą. Będę je numerować, żeby nie było chaotycznie. Dziś zapowiedź, a już jutro na blogu pierwszy Pancek:)

19.05.2014

O tym, jak dwoma słowami sprawić kobiecie radość


"Kocham cię" i "przyniosłem wypłatę" - no nie o te słowa akurat chodzi.

Obczajcie taką sytuację:
Słoneczne i ciepłe popołudnie. Po ośmiu godzinach pracy jadę sobie przez miasto. Oczywiście, że nie samochodem. Wypożyczonym rowerem. Akuracik trafił się całkiem dobry okaz, tzn. nie opadało mu siodełko, miał kierownicę, a nawet hamulce i łańcuch w jednej części. 

Czuję się jak Brodka w tym teledysku o pięciu smakach, brakuje tylko frędzli i psa dyndającego głową. Dzięki siatom z kerfura wirują światła i neony. W koszyku moja torba, na kierownicy po obu stronach biodegradowalne neonówki ze wspomnianego hipermarketu objęte moim bacznym wzorkiem i modlitwą, żeby już w czasie jazdy nie zaczęły się bio-rozkładać. Bo wypchane są po brzegi, jak polski kebab pekińską kapustą. 

I gdy tak jadę z potarganymi włosami blond, z przyciemnianym okularem na nosie - bynajmniej nie dla lansu - raczej chroniąc oczy przed insektami w tym szaleńczym rajdzie, na drodze pojawia się ON. Ze swoją laską. Stoi na chodniku i jakby czeka aż podjadę. Już w myślach układam sobie odpowiedź na opierdol, dlaczego nie po ulicy, bo chodnik to dla ludzi, a nie dla rowerów... Jadę. 15 metrów... 10.... 5..... i oto słyszę jak podnosi tę swoją laskę drewnianą i wymachując nią krzyczy do mnie z radością:
"Piękny kolarz!"

I tak pewnie tego nie przeczytasz, ale YOU MADE MY DAY, Dziadku! <3


7.05.2014

Otwieram sezon na szparagi!


Siemanko!
Wreszcie w sklepach pojawiły się szparagi! Trzeba to wykorzystać, bo sezon na nie trwa tylko ok. 2 miesięcy, a szparagi to świetne źródło wartości odżywczych, i nie tylko! Dlaczego warto jeść szparagi? oto kilka powodów:

1. Bo zawierają m.in. witaminy A, C, E, potas, fosfor, wapń, błonnik i dużo kwasu foliowego (halo, przyszłe mamy! :))
2. Bo mają też właściwości antynowotworowe.
2. Bo są smaczne!
3. Bo łatwo i szybko je przygotować.
4. Bo to świetny AFRODYZJAK (podobno skropione sokiem z cytryny są "najskuteczniejsze";))

Ja dziś przygotowałam szparagi z szynką szwarcwaldzką i sosem balsamicznym. Przepis jest prosty.
Co nam potrzeba:
- zielone szparagi (w sklepie trzeba zwrócić uwagę, czy nie są już zwiędłe, miękkie)
- szynka szwarcwaldzka mocno wędzona (ja kupiłam w Biedronce)
- oliwa z oliwek
- 2 łyżki octu balsamicznego
- świeżo zmielony pieprz kolorowy
- szczypta soli i szczypta cukru


Zielone szparagi umyłam, osuszyłam, odcięłam twarde końce i obrałam mniej więcej do 1/4 długości.
Każdego pojedynczego szparaga zawinęłam w plaster szynki i położyłam na blaszce posmarowanej niewielką ilością oliwy. 


Zawinięte szparagi piekłam ok. 15-20 minut w temp. 180 stopni.


W tzw. międzyczasie zrobiłam sos balsamiczny: 


do 2 łyżek octu balsamicznego dodałam sól, cukier, pieprz (to ważne, żeby dodać je przed wlaniem oliwy, bo wtedy się szybko rozpuszczą), potem dodałam trochę oliwy, wymieszałam i sos gotowy.


Upieczone szparagi były kruche i soczyste, a wędzona szynka nadawała im trochę słonawy i wędzony smak.
Pycha:)


PS. Oczywiście jeszcze lepiej smakowało z lampką wina :)


24.04.2014

Dlaczego nie trzeba słuchać informatyków?


Praca w dużej firmie. W takiej, w której jest dział IT.
Taka sytuacja:
8:40 - pukam, zaglądam do pokoju informatyków. Nikogo nie ma.
9:10 - zaglądam powtórnie, całuję klamkę.
9:35 - kolejna próba. Mr. Admin już jest, ale rozmawia przez telefon, wyraz twarzy mówi: "ratuję świat od zagłady, nie przeszkadzaj"
10:00 - Mr. Admin trzyma słuchawkę telefonu między ramieniem a uchem, a palcami wstukuje coś szybko na klawiaturze, chyba nawet mnie nie zauważa.
10:22 - zaglądam, Mr. Admin nie odrywając wzroku od monitora:
- siema, co tam?
- nie mogę wejść na pocztę firmową
- wyślij mejla na helpdeska
- słuchasz mnie w ogóle?
- no ja ciebie tak, a ty mnie? przecież mówię (cedząc słowa niczym ziemniaki do niedzielnego obiadu): wyślij mejla na helpdeska
- jak mam wysłać mejla jak nie mogę wejść na pocztę?!
- aaa no faktycznie, możesz mieć pewne problemy :)

Ps. Ostatecznie poczta została naprawiona po osobistej wizycie informatyka przy moim komputerze, a naprawa trwała może ze trzy minuty.

15.04.2014

Heca, heca, czas na pstrąga z pieca!

Nie lubię ości, ale ryby uwielbiam.
Pieczona rybka to idealny pomysł na zdrowy i lekki obiad lub lunch, a do tego nie wymaga dużo pracy, więc w pół godziny danie jest gotowe.

Ja dziś postawiłam na pstrąga tęczowego. Zrobiłam go swoim sprawdzonym sposobem: po umyciu filetów natarłam je pieprzem cytrynowym, oliwą cytrynową Monini (troszkę, żeby nie był suchy) i świeżym koperkiem (zero soli), zawinęłam w folię aluminiową i na 25 minut wstawiłam do piekarnika.
Po tym czasie ryba jest gotowa:)

Ten przepis zawsze mi wychodzi, niezależnie od tego, czy to łosoś, pstrąg, tilapia czy inna ryba.
Do upieczonego pstrąga zrobiłam szybką sałatkę z rucoli, kiełków lucerny i granatu z sosem winegret.
Zdrowo, szybko i smacznie, a o to przecież chodzi!


Ps. chyba muszę zainwestować w jakąś ładną zastawę, bo moje talerze w kwiatuszki przypominają trochę o latach 90. :)

9.04.2014

Panckowy pierwszy raz

Wiem, że przeczytałeś już dużo.
Wiem, że widziałeś już wiele blogów.
Wiem, że możesz myśleć, że już nic Cię nie zaskoczy, bo tematy się wyczerpały, a miejsca na tej planszy są już obsadzone graczami. Najlepszymi.

Otóż, nie.
Z gąszcza stron, setek artykułów, milionów napisanych zdań wyłaniam się ja. Panckowa. Samozwańcza nadzieja polskiej blogosfery, nierozpakowana czekoladka z napoczętej bombonierki, energia i humor.

Może trzeba mieć plan bardzo precyzyjny. Ja nie mam. Będzie ciekawie i bez napinania się. Chcę, żeby ten blog był jak aspiryna, która - jeśli wierzyć reklamom - usuwa nadmierny skurcz. Bo pisanie jest jak potrzeba, niby możesz się przez jakiś czas powstrzymywać, ale jak już ją zaspokoisz to czujesz przyjemność

I chcę w to wejść jak do gry albo tak jak się wchodzi do chłodnej wody w gorący dzień.