27.06.2014

Loro Park - obowiązkowy punkt na mapie Teneryfy


W temacie podróży po Teneryfie pisałam wam ostatnio o rajskiej wiosce Masca, o której możecie przeczytać tutaj.

Dziś będzie o kolejnej atrakcji Teneryfy, którą warto zaliczyć, czyli o Loro Parku. Jak już będziecie na Teneryfie, nie ma opcji, żebyście o nim nie usłyszeli! 


Loro Park to wielki ogród botaniczny, który mieści się w północnej części wyspy w miasteczku Puerto de la Cruz. Cyba wszystkie biura podróży mają w swojej ofercie wycieczkę fakultatywną do Loro Parku, zresztą można (tak jak ja) samemu zorganizować sobie wycieczkę (np. wypożyczyć samochód lub jechać lokalnym autobusem) i spędzić cały dzień na zwiedzaniu tego wielkiego zoo. 
Bilet dla dorosłej osoby kosztuje 34 euro. Może niezbyt tanio, ale z pewnością opłaca się, biorąc pod uwagę atrakcje, jakie czekają na nas w tym miejscu. 

Na początek mapa. Nie ukrywam, że przydaje się, tak samo jak ulotki, które dostajemy na wejściu. Są na nich godziny pokazów orek, delfinów i lwów morskich, które są największą atrakcją ogrodu
Nazwałam to Las Palmas. W Loro Parku wszystko jest tak zadbane i wypielęgnowane
Nie wiem, czy z Madagaskaru, ale podobny!
Pingwiny można było oglądać stojąc na taśmie, która się przesuwała jak w tej bajce "Jetsonowie"
Rybki. Dużo rybek. Mają tam naprawdę wielkie akwaria, nawet takie z rekinami
Na początku myślałam, że to foki, ale podobno to konie morskie. Ich show było najzabawniejsze
konie morskie w akcji, czyli rozmazane prawie-buzi
Orki. Takie duże, takie ciężkie, a śmigały jak płotki przed rekinem. Przed pokazem można było kupić płaszcze przeciwdeszczowe. Na początku myślałam "wtf?", ale potem wszystko się wyjaśniło. Jednym z punktów programu było ostre chlapanko publiczności, takie trochę orkowe tsunami. Ps. nie zwracajcie uwagi na łysinę na pierwszym planie;)
A tu w całej okazałości
Pokaz delfinów. To bardzo inteligentne zwierzęta. Wiadomo, tresura, te sprawy, ale ona faktycznie sprawiały wrażenie kumatych i przede wszystkim przesympatycznych
I'm sexy and I know it, jadę na ogonie
Myślałam, że to atrapa, ale...
... po jakichś 10 minutach mrugnął okiem. No i ten uroczy uśmiech!
Żółwie giganty. U nich nuda, choć samą wielkością sprawiały wrażenie. A wielkość ma przecież znaczenie, nie?
A na koniec kotek. Jego sierść wyglądała na tak miękką i wypielęgnowaną, że aż chciało się go pogłaskać
To tyle na dzisiaj, wkrótce kolejne posty z Teneryfy!:)









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz